Droga może być celem, czyli o wdzięczności słów kilka

Dwanaście lat temu miała premierę moja pierwsza książka „Coaching duszy”, a jedenaście lat minęło od wydania następnej książki „Marketing miłości”. Obu książkom towarzyszyły autorskie warsztaty psychologiczne na temat emocji, celów, poszukiwania swojej drogi. Dlaczego teraz o tym piszę? Okazja jest wyjątkowa, jak list od Uczestniczki warsztatów sprzed ponad 10 lat, który napisała do mnie kilka dni temu. Czas teraz też wyjątkowy, bo większość z nas pracuje zdalnie z domu, z powodu pandemii. Tak sobie myślę, że jakby co, to chyba mogę już umierać, skoro takie listy dostaję na podsumowanie mojej pracy. Nie żebym jakoś specjalnie się spieszyła do śmierci, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy.

Z wdzięcznością myślę o wielu osobach, które spotkałam na swojej drodze życiowej i zawodowej. Wdzięczność daje radość, zadowolenie, siłę, motywację do działania. A Ty komu chcesz podziękować i za co? Może to jest dobry czas, żeby napisać do kogoś i okazać swoją wdzięczność? A może do kilku osób? List, który dostałam niech będzie zachętą dla nas do wyrażania wdzięczności.

„Cześć Basiu,
dzięki Tobie wkroczyłam na drogę samorozwoju, zajrzałam do zakątków mojego serca, duszy i emocji. Moja droga jest długa i kręta, ale najważniejsze, że jest. Kroczę nią do przodu, choć czasem się cofam. Postoję wtedy, popatrzę, pomyślę i wracam na tor. Czasem zatrzymuję się na chwilę, która trwa dłużej niż przewidziałam. Innym razem upadam i się podnoszę. Niekiedy upadam i leżę. Leżę i czekam, aż zbiorę siły, żeby wstać. Idę wtedy lub biegnę do celu, który okazuje się już nieistotny. Rozumiem wtedy, że to droga była ważna, droga droga, droga……Cieszę się, że Cię spotkałam na swojej drodze. Dziękuję Ci za to, że jesteś. Ściskam mocno”

List udostępniam za zgodą jego Autorki oczywiście i robię to z wielką wdzięcznością, radością i ze wzruszeniem.

Barbara Popławska

terapeutka, coach, autorka

Akademia Twórczej Aktywności

CHCEMY WIĘCEJ!!! Świetna chwila relaksu, wytchnienia i oderwania się od rzeczywistości. Warsztaty bardzo motywujące i dające dużo do myślenia na temat m.in. własnej samooceny i tego, jak widzą nas inni. Fajnie, że można spędzić czas z osobami z innych zespołów i lepiej je poznać. Takie warsztaty mogą mieć wpływ na integrację pomiędzy ludźmi a tym samym na jakość pracy. Ludzie zadowoleni z atmosfery w pracy są zdecydowanie bardziej wydajni „

Po otrzymaniu takiego maila wiedziałam, że przygoda z Akademią Twórczej Aktywności będzie mieć kontynuację, wszak nie bez powodu została powołana do życia taka twórcza Akademia na warsztatach, które prowadziłam w firmie ATA Finance (jedno z kreatywnych ćwiczeń na ciekawe rozwinięcie tego skrótu, adekwatnie do sytuacji aktywnego szkolenia). Tak też się stało i po jakimś czasie zawitałam tam z kolejnymi warsztatami. Tym razem na wiele różnych sposobów oswajaliśmy stres. Temat z życia codziennego, znany każdemu z nas, ale przez każdego czasami inaczej postrzegany i interpretowany. Dlatego dobrze popracować nad nim w grupie, a nawet w kilku zespołach, żeby skorzystać z dobrodziejstw synergii.

Był czas na burzę mózgów, mapy myśli i pracę w podgrupach. Ujawniły się również talenty rysunkowe i improwizacyjne. Wszystko razem złożyło się na wiele ciekawych spostrzeżeń i wniosków. Synergia zorganizowanej pracy zespołowej znowu świetnie zadziałała, pomagając w ułożeniu wspólnej listy dotyczącej profilaktyki stresu. Wszystkie osoby wzięły dla siebie konkretne pomysły i plany na oswajanie stresu w codzienności, zaś praktyczne ćwiczenia efektywnego oddychania oraz koktajle śmiechowe wyposażyły uczestniczki i uczestników w zasoby endorfin i potrzebnych umiejętności. Udało się również zobaczyć pozytywne oblicza stresu i zaprojektować zmianę w postrzeganiu stresu na co dzień.

Zdjęcia pomogą zatrzymać w pamięci te radosne i twórcze chwile, jak również przypominajki, które też tutaj umieszczam:

  • mam prawo być sobą
  • mam wiele mocnych stron
  • nie muszę być doskonała/y
  • mam prawo czegoś nie wiedzieć
  • mam prawo do radości
  • mam prawo do popełniania błędów
  • chcę dbać o siebie
  • chcę się sobą opiekować
  • jestem w stanie osiągnąć to, czego pragnę
  • mam prawo dbać o swoje interesy
  • jestem wart/a szacunku innych ludzi
  • jestem w porządku nawet wówczas, gdy innym ludziom się nie podobam
  • mam prawo przypisywać sobie zasługi za to, co zrobiłam/em

PS. Takie podziękowania otrzymałam po warsztatach. Dziękuję 🙂

Barbara Popławska

coach, trenerka, autorka

Motywacja pozytywna

Wykład motywacyjny to, według mnie, mieszanka adrenaliny i endorfin, czyli połączenie, które bardzo lubię. Tym razem zostałam zaproszona z takim wykładem autorskim z elementami warsztatu „Pozytywka. Poczuj swoją wartość. Doceń siebie. Śmiej się częściej” do Drawska Pomorskiego na X Targi Pracy i Przedsiębiorczości organizowane przez Powiatowy Urząd Pracy. Ciekawe miejsce, wspaniali ludzie i duża potrzeba pracy nad poczuciem własnej wartości, zrobieniem kroku w kierunku zmiany myślenia o sobie i swoich możliwościach, nad znalezieniem sensownego miejsca w życiu, motywacji do wyjścia z domu, nad zmianą nastawienia do siebie… bo to był wykład dla osób bezrobotnych. Zaś na miejscu okazało się, że w dużej sali kinowej znaleźli się również oficjele z lokalnych władz oraz organizatorzy. Dla mnie był to sygnał, że powinnam połączyć w tym wykładzie główne wątki w taki sposób, żeby dotrzeć do różnorodnej publiczności. Na widowni 100 osób, a do mojej dyspozycji duża scena, wielki ekran kinowy, świetne nagłośnienie, czego chcieć więcej? No właśnie… zawsze bardzo ważny jest początek, bo to od niego zależy, czy publiczność będzie chciała w ogóle słuchać, a najlepiej, żeby słuchała z zainteresowaniem. Mam w głowie zawsze kilka wariantów takiego wykładu z elementami warsztatu i kilka możliwych scenariuszy. Na potrzeby tego spotkania przygotowałam dwa krótkie filmy, trochę slajdów i kilka ćwiczeń. Nie powiem jakich, żeby nie spojlerować, ale po reakcji ludzi widziałam, że to były dobre pomysły i, co istotne, dobra kolejność filmów. Koktajl śmiechowy też wszystkim dobrze zrobił, jak również ćwiczenia w mówienia dobrze o sobie.

Wiele osób zaraz po wykładzie dziękowało mi z uśmiechem, a całkiem sporo również ze wzruszeniem. W takich momentach czuję, że to, co robię ma sens i że warto. Również warto było przejechać tej doby 1000 km (w obie strony). Taka pozytywna mieszanka adrenaliny i endorfin.

A puentą niech będzie treść jednego ze slajdów z mojego wykładu:

Uważaj na swoje MYŚLI ——–> stają się SŁOWAMI ——-> CZYNAMI ——–> NAWYKAMI —–> CHARAKTEREM ——–> TWOIM LOSEM.

PS. A niedawno dostałam podziękowanie, po którym skrzydła rosną:


Barbara Popławska

coach, trenerka, autorka

Śmiechoterapia codzienna

Czy potrafisz śmiać się z siebie i do siebie? A czy w ogóle potrafisz się śmiać?

Pytanie jest ważne, bo wielu dorosłych traci tę umiejętność, jakby „wyrastali” ze śmiechu. Dzieci śmieją się dużo, dużo częściej. Dlaczego tak się dzieje? To pytanie zadaję osobom uczestniczącym w moich warsztatach i szkoleniach. Najczęściej padają odpowiedzi: „bo jest coraz mniej powodów do śmiechu, bo jesteśmy zmęczeni, zabiegani, zapracowani, zestresowani, a życie bywa skomplikowane i trudne…”

No właśnie… jak dużo wymówek potrafią znaleźć dorośli, żeby nie poczuć się lepiej.

Bo przecież śmiech to zdrowie. Wyniki badań, nie tylko amerykańskich, pokazują, że śmiech ma bardzo dobry wpływ na cały nasz organizm.

ŚMIECH:

  • wpływa pozytywnie na naszą psychikę
  • redukuje emocjonalne napięcia
  • przełamuje stereotypy
  • łagodzi konflikty
  • zmniejsza lęki
  • eliminuje stres
  • prowadzi do wewnętrznej równowagi
  • zmienia spojrzenie na rzeczywistość
  • wspiera myślenie kreatywne
  • wyzwala wydzielanie hormonów szczęścia
  • redukuje hormony stresu
  • wzmacnia system immunologiczny
  • poprawia wydolność układu oddechowego
  • wzmacnia serce
  • stabilizuje krążenie
  • poprawia ukrwienie
  • obniża wrażliwość na ból
  • ćwiczy mięśnie

Aż 18 korzyści ze śmiania się! A które są najważniejszy dla Ciebie?

Teraz już wiesz, że warto śmiać się zdecydowanie częściej. Na moich warsztatach i szkoleniach uczę ludzi śmiechu bezwarunkowego przy pomocy prostych ćwiczeń.

Elementy tej śmiechoterapii towarzyszą różnym tematom szkoleń, również jako przerywniki poważnych zagadnień. Oczywiście nie namawiam do śmiania się zawsze i wszędzie, bo byłoby to nienaturalne, poza tym potrzebny bywa również smutek i płacz… ale to już temat na inny tekst.

Więcej śmiechu życzę nam wszystkim na co dzień. Akademię Śmiechu powołałam do życia i działania kilka lat temu, jako odpowiedź na coraz smutniejsze twarze dorosłych. Nauczyłam już wiele osób dlaczego warto się śmiać i uśmiechać oraz jak robić to częściej.

Uśmiechajmy się, żeby nasze życie było bardziej… uśmiechnięte 🙂

A śmiać się z siebie i do siebie też warto, bo wtedy powodów do śmiechu nam nie zabraknie codziennie 🙂

Barbara Popławska

coach, trenerka, autorka

Z „Bajkami dorosłych” w Tczewie, Gdańsku i Elblągu

Książka to dla autorów nie tylko zapach farby drukarskiej, miejsce na półce w księgarni (albo w bibliotece), ale przede wszystkim spotkania z Czytelniczkami i Czytelnikami. Dzielimy się zatem kolejną porcją fotografii i wspomnień z najnowszej trasy autorskiej. W połowie listopada 2018 r., dzięki sieci księgarni BookBook, Stowarzyszeniu FACT, Radiu Tczew i Telewizji Tetka odwiedziliśmy z naszymi warsztatami Tczew, Gdańsk i Elbląg.

Z każdego miasta przywozimy jeden magnes. Bywa, że zamiast niego historię o tym, dlaczego nie mamy magnesu :)

Czasem symbole pojawiają się w nieoczekiwany sposób. W trakcie tej trasy zwracaliśmy szczególną uwagę na mosty. Metafora łączenie odmiennych temperamentów, narodów, emocji – może banalna, wracała do nas ostatnio wielokrotnie .

Stachura napisał "Nie brookliński most". Nas na drugą stronę rzeki przeprowadził most ostródzki.

Pobudka o 5.00 rano, o 12.00 Radio Tczew, chwilę później Telewizja TeTka Tczew, szybki obiad i pierwsze spotkanie w BookBook w Tczewie. Ale tempo! A potem jeszcze podróż do Gdańska, gdzie zakończyliśmy dzień na Strzyży kolacją i długą rozmową w sympatycznym towarzystwie.

Takie piękne murale powitały nas w Tczewie

Po angielsku takie zdjęcie określa się "making of" albo "behind the scenes". Po polsku próba aparatu :)

A tu zdjęcie właściwe :)

Lubimy to zdjęcie - w Radiu Tczew

Telewizja Tetka Tczew. Kadr jak na teatralnej scenie

20 listopada byliśmy w Gdańsku. To dla nas symboliczne miasto z wielu bajkowych i poradnianych powodów (kto był na naszym gdańskim spotkaniu, ten je zna). Tu powstało wiele pomysłów i jest szansa, że sfinalizujemy następne inicjatywy. Śledźcie naszego bloga i fanpejdż na FB.

Plakat z Gdańska

Po spotkaniu w Gdańsku. Na pierwszym planie Alice :)

Ten Tramwaj jechał z nami przez całą Polskę - aż z Cieszyna

Zasłużony odpoczynek...

... w przyjemnym miejscu

W Elblągu dziarsko pomaszerowaliśmy na prawdopodobnie najnowsze Stare Miasto w Polsce. Było zimno i szukaliśmy miejsca, gdzie można się ogrzać i zjeść coś treściwego. Potem ciepłe przyjęcie w elbląskim BookBooku, po którym naładowani optymizmem wróciliśmy do Warszawy.

W Elblągu

Wegański bar uraczył nas górą smacznego jedzenia i zaleceniem zgodnym z ideą Akademii Śmiechu

Prawdopodobnie najbardziej roześmiana sesja tej trasy :)

Jacek Gientka

Psycholog, psychoterapeuta

Podróże „Bajek dorosłych”

„Bajki dorosłych” już od roku bawią Czytelników, jednocześnie dając im okazję do refleksji. W listopadzie 2017 r. z maszyn drukarskich zeszły pierwsze egzemplarze naszej książki.

To nie była ta maszyna, ale będąc w drukarni zachwyciliśmy się jej pięknem

Dużo dobrego przez ten czas się działo… Więc siądźcie przy kominku, zróbcie sobie gorącą herbatę z sokiem malinowym, bo chcielibyśmy pokazać, w ilu miejscach spotykaliśmy się z naszymi Czytelnikami.

W czerwcu, na zaproszenie sieci księgarni BookBook, gościliśmy w Złocieńcu. Przepiękne lasy, jeziora, gościnni ludzie – odwiedźcie koniecznie!

Niektórych złocienieckich jezior nie było w GPS

Byliśmy z „Bajkami…” na zaproszenie BookBook w wielu miejscach – poza wspomnianym Złocieńcem w Człuchowie, Tucholi, Białogardzie, Wałczu, Cieszynie, Lublińcu, Jastrzębiu-Zdroju, Rudzie Śląskiej, a wszędzie spotykaliśmy ciekawych, lubiących czytać, kolorować i głośno śmiać się, ludzi.

  Księgarnia Piastowska w Cieszynie

Złocieniec i "Królewna Śnieżka wygląda tak". Jacek Gientka pokazuje ilustracje Elżbiety Rowińskiej-Garbień

Ze słonecznikami w Białogardzie

Do Tucholi prawie się spóźniliśmy

  Spotkanie w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Człuchowie

Mnóstwo uśmiechu w Lublińcu

Naszą tradycją jest, że w każdym miejscu tworzyliśmy lokalny limeryk. Pisaliśmy, jak to artyści, których natchnienie czasem dopadnie znienacka, na czym popadnie: na kawałku papieru pakowego, zapisanej do połowy kartce z odzysku i oczywiście (to przecież klasyka gatunku) na serwetce.

Limeryk z Jastrzębia-Zdroju

Nie sposób powiedzieć o wszystkich wartych odwiedzenia miejscach, które zobaczyliśmy, o wartych spróbowania lokalnych potrawach, których spróbowaliśmy w naszej podróży… Ale o kilku wspomnimy.

Na Wzgórzu Zamkowym w Cieszynie można spróbować przejażdżki takim ekologicznym rowerem :)

Można też przysiąść sobie w bajkowym fotelu

Połczyn- Zdrój. Czasem warto nadłożyć drogi, żeby trafić w takie kolorowe miejsce

Można też pojechać w zupełnie inną stronę, żeby zobaczyć zachód słońca w Kołobrzegu

Ciastka i kawa to podstawa :) W Złocieńcu

W Czeskim Cieszynie kawy nie piliśmy. Kelnerka opowiedziała nam, kto to jest baraba...

... kontynuowaliśmy wieczór poznając historię tramwajów, które kiedyś jeździły po Cieszynie, a dojechały aż do Łodzi

"Bajki..." w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Jastrzębiu-Zdroju

Być w Cieszynie i nie zjeść słynnej kanapki ze śledziem?

W Złocieńcu mieszkaliśmy przy stadionie położonym w środku lasu

Taki widok z okna Dworku Cieszyńskim. Niezapomniany...

„Bajki dorosłych” dobrze czują się w podróży, a ich autorzy lubią kontakt z Czytelnikami. Do zobaczenia!

A jeśli chcielibyście nas zaprosić do siebie na spotkanie autorskie lub warsztaty prowadzone w oparciu o „Bajki dorosłych”, dajcie znać. Szczegóły i informacje kontaktowe znajdziecie pod tym linkiem.

Jacek Gientka

Psycholog, psychoterapeuta

Swoje Cape Verde możesz mieć wszędzie

Cape Verde = Cabo Verde = Wyspy Zielonego Przylądka = ojczyzna Cesarii Evory = marzenie niektórych miłośników podróży. Jedno z ostatnich miejsc na naszej planecie, gdzie cywilizacja jeszcze nie zapaskudziła reklamowymi bilbordami pięknych krajobrazów.

I ja tam byłam, Cape Verde dla siebie odkryłam, miejscowych przysmaków próbowałam, tutejsze napoje piłam, ocean chłonęłam, a on chciał mnie pochłonąć, gdy oceaniczne fale osiągnęły zawrotne wysokości. Ale jednak nie pochłonął, może dlatego, żebym mogła chodzić jego brzegiem na długie spacery i spotykać różnych ludzi?

Spotykałam uśmiechniętych mieszkańców wyspy, w małej rybackiej osadzie, przy drewnianym pomoście, wchodzącym w ocean, gdzie wczesnym rankiem rybacy przypływali ze swoimi zdobyczami. Powtarzali oni często na powitanie, w trakcie rozmowy i na pożegnanie, zwrot „no stress”. Wkrótce przekonałam się, że to jest swoisty „znak firmowy” Wysp Zielonego Przylądka, można go spotkać wszędzie: na bransoletkach, tiszertach, sukienkach, murach domów, pamiątkach etc. Taki slogan dla turystów, czy bardziej zaklinanie rzeczywistości przez tubylców, którzy żyją w niełatwych warunkach? Bo często bieda, brak pracy, brak ziemi uprawnej… Ale powtarzają „no stress” i uśmiechają się. Potrafią cieszyć się rozmową, chwilą, kolorami, spotkaniem, śpiewem, tańcem o zachodzie słońca, wieczornym graniem w piłkę nożną na plaży, treningiem na plażowej siłowni skonstruowanej z różnych dziwnych sprzętów, wyplataniem sznurkowych bransoletek „no stress”, które przyjezdni często kupują po kilka sztuk w różnych kolorach.

Radość chwili, docenianie drobiazgów…

No dobrze, ktoś powie, w takich okolicznościach przyrody jest łatwiej. Otóż wcale niekoniecznie. Bo widziałam też sytuacje, w których ludzie właśnie w tych bajecznych warunkach psuli sobie życie wzajemnymi pretensjami i żalami, które przywieźli z daleka, żeby je wylać właśnie na tej pięknej plaży i zamanifestować swoje niezadowolenie ze wszystkiego… więc można i tak.

Ale wybór należy do mnie, czy chcę się cieszyć ciekawą rozmową, spacerami, ciszą, drobiazgami, pięknymi okolicznościami (w różnych miejscach świata, ale też w swojej dzielni), czy doszukiwać się powodów do narzekania tam, gdzie jestem.

Swoje Cape Verde możesz mieć wszędzie… od ciebie zależy jakie ono będzie.

I choć mówię uczestnikom warsztatów, że nie ma życia bez stresu, a jest też stres pozytywny, to włożyłam na rękę bransoletkę „no stress”, na pamiątkę pobytu na wyspie, na której po raz kolejny postanowiłam, że życie jest zbyt krótkie, żeby nie celebrować chwil.

A jakie i gdzie jest Twoje Cape Verde?

Aha, Wyspy Zielonego Przylądka najwięcej zielonego mają w nazwie, może właśnie wbrew temu, że są to wyspy pustynne. To jeszcze jeden argument za tym, że swoją zieleń też możesz odnaleźć tam, gdzie chcesz. Ja niedawno zachwycałam się zielenią w okolicach Złocieńca na Pojezierzu Drawskim, ale to już inna historia…

Barbara Popławska

Coach

P.S. Na pierwszym zdjęciu radość po miłej rozmowie z Fatimą i Mariją – artystkami mieszkającymi na jednej z Wysp Zielonego Przylądka – na temat Fridy Kahlo, bo zapytały mnie, cóż to za kobieta na mojej koszulce. Bardzo to miłe wspomnienie spotkania twórczych kobiet.

P.S. 2. Żeby nie umknęły wspomnienia, dodałam jeszcze kilka zdjęć z Cape Verde.

Popatrz na męża (czyli: jak odpoczywać)

Nie, to nie będzie paszkwil na mojego męża. Ani na żadnego innego. Zainspirowana tym, co zrobił, postanowiłam to opisać. Zazdroszczę, że tak potrafi. Uczmy się od niego.

Ponieważ od kilku tygodni jestem kontuzjowana i mam obowiązek leżenia, spoczywam na kanapie w salonie i z tej pozycji obserwuję świat. Ot, taki mój pejzaż horyzontalny.

Obserwuję swojego męża przy pracy, garach, podziwiam zachmurzone niebo, rozświetlone choinki u sąsiadów… Dodatkową rozrywką jest wstać i pójść do toalety lub zrobić sobie herbaty. Czasami trzeba rozprostować ciało – stać mogę, siedzieć nie bardzo.

Mój mąż ma pracę dzieloną. Czasami pracuje w domu, czasami w firmie. Siedzi i pisze pisma, telefonuje do ważnych ludzi, załatwia miliony rzeczy. To bardzo pracowity facet. A ja sobie leżę cicho i staram się nie przeszkadzać. Ostatnio bardzo dużo rzeczy było do załatwienia, bo to Święta i Nowy Rok. W pewnym momencie stwierdził, że ma jeszcze kilka telefonów do wykonania. Ale wyjdzie. Miał iść na zakupy, to się ucieszyłam, że kupi mi jabłka i gazetę – jak ustaliliśmy dawno temu, czyli przy śniadaniu. A mój mąż oświadczył, że idzie do lasu, przewietrzyć głowę. Że co? Jaki las?! Jakie przewietrzyć głowę?!- pomyślałam. Na zakupy i dom sprzątać! Mąż jakby czytał w moich myślach, bo odpowiedział, że wie, że trzeba zrobić zakupy i poodkurzać. Że ma jeszcze kilka spraw do zakończenia, ale teraz MUSI SIĘ PRZEWIETRZYĆ. Inaczej się udusi.

Nadąsałam się. Ale, gdy wyszedł zaczęłam się zastanawiać nad jego zachowaniem. Co bym zrobiła na jego miejscu? Oczywiście po skończonej pracy zabrałabym się za kolejną – dom, zakupy, telefony….

I tu jest pies pogrzebany! Żaden dom i zakupy. RELAKS! Się należy! Przewietrzenie umysłu i mała przerwa w ciągu dnia jest wskazana. Tak mówią naukowcy. I praktycy też. Dobrze robi na głowę.

Co robię, aby odpocząć? Czy znowu sprzątam, zmywam gary i lecę na zakupy? Naprawdę nie mogę chwilę posiedzieć? Nie chodzi o odpuszczenie wszystkich zadań, które mamy, tylko o chwilę nicnierobienia! Dosłownie.

Strasznie trudne zadanie. Wiem, bo ćwiczę od kilku tygodni ;). A mam zdrowotny powód. Jakbym nie miała, byłoby jeszcze trudniej. I zadaję to pytanie, także samej sobie:

Czy potrafię odpoczywać? Czy zachowuję balans praca- życie- JA?

To sztuka, której warto się nauczyć. „Nie ma mnie dla nikogo. Nie, nie mogę ugotować, uprać, posprzątać, odebrać telefonu, znaleźć kluczy itd… przez najbliższe 5, 10, 15 czy 30 minut” (wybierz dowolne lub dodaj swoje).

Teraz mam leżeć, siedzieć i czytać tylko dla przyjemności, jeść ciastko dla przyjemności i w ogóle być całą przyjemnością. Przez ten czas nie ma mnie dla nikogo.

A mój mąż? Wrócił po godzinie. Zadowolony, z innym nastawieniem, uśmiechnięty. Pokazał fajne zdjęcia drzew. W powrotnej drodze zadzwonił do tych, do których miał zadzwonić. Zabrał się za odkurzanie i poszedł na zakupy.

A ja? Miałam okazję zobaczyć, że warto zrobić najpierw coś dla siebie, by mieć więcej energii dla innych. Zwraca się w dwójnasób. Przecież uczą, że w krytycznej sytuacji w samolocie rodzic ma założyć maskę najpierw sobie, później dziecku…

Dla nas wszystkich życzenia z głębi serca: Uważności w Nowym Roku! Niech nam się darzy!

Magdalena Szwalgin

Psycholog, psychoterapeuta

Po co są wakacje?

Zadawałam to pytanie wielu osobom. Zamieszczam tu odpowiedzi, w kolejności ich otrzymywania.

Wakacje są po to, żeby:

  • przyjrzeć się sobie bez rutyny
  • oderwać się od bieżących zajęć
  • zmienić otoczenie
  • mieć przygodę
  • zajrzeć w daleki pejzaż
  • zainspirować się morzem
  • zmęczyć się w górach
  • leżeć na kanapie i gapić się w sufit
  • nie spełniać oczekiwań
  • zdjąć maskę i się wyspać
  • mieć święty spokój
  • poznawać nowe – ludzi, przyrodę, zabytki
  • integrować rodzinę we wspólnym wypoczynku, ale i odpocząć od rodziny
  • zadbać o każdą sferę siebie
  • powędrować po kraju i świecie
  • zwiedzać
  • nacieszyć się nowymi krajobrazami
  • dopieścić ciało
  • patrzeć na zielony kolor
  • zanurzyć się w chłodnej wodzie
  • leżeć na słońcu
  • cieszyć się z bycia z bliskimi bez codziennych oczekiwań, wymagań i obowiązków
  • długo rozmawiać z przyjaciółmi, bez myślenia, że rano trzeba wstać
  • zadbać o „higienę” ducha i myślenia
  • spojrzeć na to samo z innej perspektywy
  • dostrzec piękno otaczającego nas świata
  • być bliżej nieba, bliżej natury
  • doświadczać radości w zwolnionym tempie
  • naładować baterie
  • poznać coś/kogoś nowego – nowe miejsca, nowe kuchnie
  • zmienić otoczenie i rytm życia
  • nie robić nic, albo wszystko to, czego nie robimy zazwyczaj
  • i żeby budzik też miał czas odpocząć…

A dla Ciebie po co są wakacje?… Może potraktujesz te 33 odpowiedzi jako inspiracje?

 

Barbara Popławska

coach

Uczmy się też od super-seniorów!

Czego? spontaniczności, żywiołowego śpiewu i tańca, kolorowego patrzenia na świat, radosnego celebrowania chwili.

Tak… byłam na balu seniorów… nie z racji wieku 🙂 Po prostu mąż miał zaproszenie służbowe, jako przedstawiciel organizatorów. To była ostatnia sobota karnawału. Pomyślałam: no dobrze, pójdę na godzinę, najwyżej dwie… Przywitam się, porozmawiam, chwilę zakręcimy się z mężem na parkiecie i wrócę do domu.

Moje plany wcześniejszego powrotu wzięły w łeb. Wcale nie chciało mi się stamtąd wychodzić. To był fantastyczny zastrzyk najlepszej jakości endorfin! Wspaniałe przeżycie: bal maskowy na trzysta radosnych osób. Owszem, były tam też stoły i miejsca do zasiadania, bo organizatorzy (TKKF „Chomiczówka” i Urząd Dzielnicy Bielany) zapewnili również obfity poczęstunek, ale goście siadali raczej na krótko. Głównie tańczyli… i to jak! To był bardzo żywiołowy, radosny i spontaniczny taniec… dawno już nie widziałam na parkiecie tylu kolorowo ubranych osób, poruszających się wspaniale w rytmie największych hitów. U wielu par było widać, że mają taniec we krwi i już niejedną noc przetańczyli nie schodząc z parkietu. Widziałam też osoby, które tańczyły jak uczestnicy najlepszego rozrywkowego show.

Trzy tygodnie wcześniej bawiliśmy się z mężem na balu karnawałowym w dużo młodszym gronie i tam nie było aż takiej energii, radości i spontaniczności. A przez kilka początkowych kawałków byliśmy na parkiecie jedynymi tańczącymi. U seniorów zupełnie inaczej! Kiedy tylko zespół zaczął grać, wszyscy poderwali się zza stołów. Od pierwszego utworu.

I tak było do końca balu – gdy tylko grał zespół – parkiet był pełen wesołych ludzi, bardzo kolorowo i fantazyjnie ubranych. Wszak był to bal maskowy i uczestnicy również tutaj pokazali swoją kreatywność.

W przerwach tańca – konkursy, a najbardziej obleganym z nich – karaoke. Tylu chętnych do solowego śpiewu już dawno nie widziałam. Wszystkie super hity bardzo żywiołowo wyśpiewane przez uczestników balu. Często z dedykacją dla ukochanej osoby.

Taka jest wielka moc super-seniorów. Podziwiam również ich spontaniczne planowanie wspólnych podróży małych i dużych, wyjść do teatru, na koncerty, organizowanie wystaw, spotkań, wycieczek.

Pamiętajmy: młodość nie trwa wiecznie, kończy się dość szybko… ale radość, spontaniczność, żywiołowy taniec i śpiew, kolorowe patrzenie na świat i celebrowanie chwili można uprawiać i doskonalić w każdym wieku… na szczęście. A dlaczego nie zacząć od zaraz? 🙂

Barbara Popławska

Coach