Popatrz na męża (czyli: jak odpoczywać)

Nie, to nie będzie paszkwil na mojego męża. Ani na żadnego innego. Zainspirowana tym, co zrobił, postanowiłam to opisać. Zazdroszczę, że tak potrafi. Uczmy się od niego.

Ponieważ od kilku tygodni jestem kontuzjowana i mam obowiązek leżenia, spoczywam na kanapie w salonie i z tej pozycji obserwuję świat. Ot, taki mój pejzaż horyzontalny.

Obserwuję swojego męża przy pracy, garach, podziwiam zachmurzone niebo, rozświetlone choinki u sąsiadów… Dodatkową rozrywką jest wstać i pójść do toalety lub zrobić sobie herbaty. Czasami trzeba rozprostować ciało – stać mogę, siedzieć nie bardzo.

Mój mąż ma pracę dzieloną. Czasami pracuje w domu, czasami w firmie. Siedzi i pisze pisma, telefonuje do ważnych ludzi, załatwia miliony rzeczy. To bardzo pracowity facet. A ja sobie leżę cicho i staram się nie przeszkadzać. Ostatnio bardzo dużo rzeczy było do załatwienia, bo to Święta i Nowy Rok. W pewnym momencie stwierdził, że ma jeszcze kilka telefonów do wykonania. Ale wyjdzie. Miał iść na zakupy, to się ucieszyłam, że kupi mi jabłka i gazetę – jak ustaliliśmy dawno temu, czyli przy śniadaniu. A mój mąż oświadczył, że idzie do lasu, przewietrzyć głowę. Że co? Jaki las?! Jakie przewietrzyć głowę?!- pomyślałam. Na zakupy i dom sprzątać! Mąż jakby czytał w moich myślach, bo odpowiedział, że wie, że trzeba zrobić zakupy i poodkurzać. Że ma jeszcze kilka spraw do zakończenia, ale teraz MUSI SIĘ PRZEWIETRZYĆ. Inaczej się udusi.

Nadąsałam się. Ale, gdy wyszedł zaczęłam się zastanawiać nad jego zachowaniem. Co bym zrobiła na jego miejscu? Oczywiście po skończonej pracy zabrałabym się za kolejną – dom, zakupy, telefony….

I tu jest pies pogrzebany! Żaden dom i zakupy. RELAKS! Się należy! Przewietrzenie umysłu i mała przerwa w ciągu dnia jest wskazana. Tak mówią naukowcy. I praktycy też. Dobrze robi na głowę.

Co robię, aby odpocząć? Czy znowu sprzątam, zmywam gary i lecę na zakupy? Naprawdę nie mogę chwilę posiedzieć? Nie chodzi o odpuszczenie wszystkich zadań, które mamy, tylko o chwilę nicnierobienia! Dosłownie.

Strasznie trudne zadanie. Wiem, bo ćwiczę od kilku tygodni ;). A mam zdrowotny powód. Jakbym nie miała, byłoby jeszcze trudniej. I zadaję to pytanie, także samej sobie:

Czy potrafię odpoczywać? Czy zachowuję balans praca- życie- JA?

To sztuka, której warto się nauczyć. „Nie ma mnie dla nikogo. Nie, nie mogę ugotować, uprać, posprzątać, odebrać telefonu, znaleźć kluczy itd… przez najbliższe 5, 10, 15 czy 30 minut” (wybierz dowolne lub dodaj swoje).

Teraz mam leżeć, siedzieć i czytać tylko dla przyjemności, jeść ciastko dla przyjemności i w ogóle być całą przyjemnością. Przez ten czas nie ma mnie dla nikogo.

A mój mąż? Wrócił po godzinie. Zadowolony, z innym nastawieniem, uśmiechnięty. Pokazał fajne zdjęcia drzew. W powrotnej drodze zadzwonił do tych, do których miał zadzwonić. Zabrał się za odkurzanie i poszedł na zakupy.

A ja? Miałam okazję zobaczyć, że warto zrobić najpierw coś dla siebie, by mieć więcej energii dla innych. Zwraca się w dwójnasób. Przecież uczą, że w krytycznej sytuacji w samolocie rodzic ma założyć maskę najpierw sobie, później dziecku…

Dla nas wszystkich życzenia z głębi serca: Uważności w Nowym Roku! Niech nam się darzy!

Magdalena Szwalgin

Psycholog, psychoterapeuta

B jak banał

Przychodzi kobieta z córką do lekarza. Dziewczynka cierpi na wytrzeszcz oczu. Matka mówi, że robiła już wszystkie możliwe badania – na NFZ i prywatnie, prześwietlenia, poziom hormonów, USG itp., ale żaden specjalista nie był w stanie pomóc. Lekarz popatrzył na dziewczynkę, rozpiął ciasno zapięty pod jej szyją guzik i powiedział: „Teraz będzie lepiej”. Czasem wizyta u psychologa czy psychoterapeuty może przybrać taki właśnie obrót. Pacjenci przychodzą, spodziewając się wyszukanych technik, sięgania w przeszłość, niemal magicznych sposobów na poradzenie sobie z emocjami, a może okazać się, że wystarczy tylko zastosować kilka prostych zasad, o których na co dzień zapominamy albo do których nie starczyło nam wytrwałości. To właśnie te tytułowe banały, które w jakiś sposób uciekają nam sprzed oczu.
Czym, jeśli nie banałem, są zasady Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach (TSR):
„Jeśli coś działa, rób tego więcej.
Jeśli coś nie działa, rób coś innego.
Jeśli coś się nie zepsuło, nie naprawiaj.
Nie komplikuj. Życie jest naprawdę proste.”
Nawet ci, którzy nie pracują stricte w tym podejściu, zwykle nie zaczynają od szukania rozwiązań zbyt głęboko. Czasem wspólnie z klientem warto przyjrzeć się, czy nie zapomniał on o którejś z zasad sformułowanych przez TSR – zwłaszcza o dwóch pierwszych. Ile razy zdarzyło się po podjęciu działań, po których w naszym życiu zaczynają zachodzić zmiany, tych działań poniechać? A potem powiedzieć: przecież próbowałem i się nie udało…
Bywa, że przestajemy dostrzegać oczywistości, w których wyrośliśmy – stosujemy się do nich, stały się integralną częścią naszego postępowania. Ale przecież nie wszyscy wiedzą to samo, są tacy, którzy jeszcze z jakimiś informacjami (dla nas być może banalnymi) nie mieli okazji się zetknąć. Czasem zdarzyć się może, że to, co jest oczywiste dla jednych, dla innych może być odkryciem na miarę wynalezienia koła. Nie zapomnę rozmowy z pewnym ojcem, który zadał zupełnie szczerze pytanie: To jak inaczej wychowywać dzieci, jeśli nie biciem? Jak sprawić, żeby były posłuszne? Założenie, że każdy będzie wiedział wszystko na temat rozmawiania o uczuciach, sposobów motywowania dzieci, asertywności czy sposobów radzenia sobie ze stresem, jest z góry fałszywe i donikąd nas nie zaprowadzi. Bywa zresztą, tak na marginesie, że o pewnych oczywistościach zapominamy nawet będąc specjalistami. Dlatego czasem warto uczestniczyć nie tylko w szkoleniach, na których dowiadujemy się samych nowości – przydaje się uaktualnianie swojej wiedzy również w zagadnieniach, które z pozoru są nam dobrze znane.
Paolo Coelho jest nazywany ikoną banału literackiego. Sentencje tego pisarza królują na fejsbukowych grafikach. Przez wielu jednak jest krytykowany za płytkość przemyśleń. Ale jego wiernym czytelnikom nie chodzi o intelektualny zachwyt związany z odkryciem dotychczas nieznanych obszarów. Bywa, że jego fani ucieszą się, że wcześniej sami zauważyli to samo, co powiedział znany pisarz. Pewnie czytelnicy Coelho doceniają w jego książkach, że dzięki nim przypominają sobie o jakiejś oczywistości tak oczywistej, że aż przestali ją dostrzegać. Zupełnie, jak szafkę w przedpokoju. Zauważymy ją, kiedy ktoś nam powie, jaka jest ładna albo brzydka (albo gdy spontanicznie wymyślimy dla niej nowe imię, zmierzając o drugiej w nocy do toalety). Na co dzień szafka po prostu jest.
Inne banalne prawdy to memy na FB. Dla wielu odbiorców stały się mądrościami w pigułce. Codziennie przewijamy ich dziesiątki, jeśli nie setki. Czasem udostępnimy, czasem damy lajka – i szybko zapominamy. A gdyby tak postanowić sobie, że nad przynajmniej jednym zastanowimy się chwilę i pomyślimy, czy nie warto wprowadzić go w życie? Jedna z najpopularniejszych grafik zawiera tekst: „tęsknisz – zadzwoń, chcesz się spotkać – zaproś, chcesz być zrozumiany – wyjaśnij, chcesz zrozumieć – pytaj, kochasz – powiedz to”. Banał? Najbanalniejszy z możliwych. A jednocześnie ile razy zachowujemy się tak, jakbyśmy pisali melodramat swoim życiem i zamiast komuś coś wyjaśnić – milczymy, zamiast spotkać się z kimś, za kim tęsknimy – udajemy, że jest nam zupełnie obojętny, zamiast pytać, bo zupełnie się pogubiliśmy – udajemy, że wszystko wiemy.
To taki banalny temat: emocje. Zapominamy o tym, że kiedy jest się w związku, należy je okazywać. Relacja powszednieje, wydaje się, że wszystko już było, że każde słowo padło, że drugą osobę zna się na wylot. Taka sytuacja to zaproszenie do oddalania się. Nie mówimy, jak czujemy się w konkretnej sytuacji, nie pytamy partnera, zamiast tego karzemy go milczeniem albo chcemy, żeby się domyślił. Zdarza się, że związek tworzą osoby, które od początku nie chcą mówić o emocjach (częściej są to mężczyźni, ale nie można powiedzieć, że to wyłącznie męska specjalność). Sam wiele razy słyszałem z ust klientów: „nie jestem kobietą, nie będę mówił, jak się czuję”, albo jeszcze ostrzej „nie jestem gejem”. W rezultacie klient nie wprowadzał zmian w swojej relacji i oczekiwał, że coś się zmieni. Takie zachowanie obserwatorowi z zewnątrz przypominałoby wielokrotne próby wyjścia przez ścianę, mimo że w pokoju są otwarte drzwi.
Mam osobisty ranking banałów, które wykorzystujemy z klientami w trakcie spotkań. Wymienię dwa: „Przeszłość już była” i „Nie ma emocji dobrych i złych – emocje po prostu są”. Wiele z nieszczęść, z którymi ludzie zmagają się na co dzień, to nieszczęścia dawno minione. Ktoś nam kiedyś wyrządził przykrość, my kogoś skrzywdziliśmy, coś nam się nie udało… To przeszłość, ale rozpamiętujemy ją jak coś, co dzieje się obecnie. Podobnie zresztą bywa z lękiem przed tym, co może się wydarzyć. Jeśli nie zaakceptujemy, że życie rozgrywa się tu i teraz, możemy znaleźć się w pułapce – intensywne myślenie sprawi, że zaczniemy traktować możliwość jak przeznaczenie, zaś przeszłość jak rozgrywającą się na żywo teraźniejszość.
Drugi z wyżej wspomnianych banałów dla niektórych bywa odkryciem. Wielu z nas uważa, że odczuwając złość, popełniamy zły uczynek, za który należy się kara. Że kiedy jest nam smutno – powinniśmy wziąć tabletkę na poprawę nastroju. Że kiedy ktoś wzbudza w nas niechęć – krzywdzimy tę osobę naszym stanem emocjonalnym. Tymczasem prawda jest taka, że wszystkie te emocje są tak samo potrzebne, sygnalizują, że powinniśmy coś zrobić. A co – to już zupełnie inna kwestia. Przecież za uczuciem złości nie musi pójść wybuch agresji – możemy potraktować ją jako sygnał, że ktoś narusza nasze granice i trzeba popracować wspólnie nad relacją, aby się to nie powtarzało. Smutek to nie choroba, tylko prawdziwe, ludzkie uczucie sygnalizujące nam, że trzeba się o siebie zatroszczyć. Wydaje nam się, że dobre emocje to tylko te przyjemne – ale potrzebne są wszystkie. Doskonałą ilustracją tej zasady jest animacja nie tylko dla dzieci „W głowie się nie mieści”. Nieprzypadkowo plakat z tego filmu wisi w jednym z gabinetów w mojej poradni.
Gdzie jeszcze oczywiste prawdy pomagają w osiągnięciu równowagi? Osoby zaangażowane w ruch Anonimowych Alkoholików znają i stosują zasadę HALT. To akronim utworzony z pierwszych liter kilku (banalnych!) zasad, pozwalających uniknąć nawrotu w uzależnieniu: hungry (głodny), angry (rozzłoszczony), lonely (samotny), tired (zmęczony). Bycie uważnym na takie stany emocjonalne bądź fizjologiczne i zapobieganie im jest pomocne w zachowaniu trzeźwości. Ale zasadę HALT możemy stosować na co dzień, nie tylko zmagając się z uzależnieniami, ale po prostu pragnąc dobrze i stabilnie funkcjonować w relacjach ze sobą i z innymi a nawet unikać popełniania błędów w rozmaitych aktywnościach.
Zdarza się, że u psychoterapeuty pojawia się ktoś, kto cierpi na różne zaburzenia, przeszedł przez wiele gabinetów lekarskich i terapeutycznych, a w rezultacie okazuje się, że jednymi z najważniejszych powodów jego stanu są: bardzo nieregularny tryb życia, mało snu, niezdrowa dieta, brak aktywności. Roger Baker w książce „Strach i paniczny lęk” opowiadał o kliencie, który obawiał się, że umrze na zawał serca. Dzięki zaleceniu od terapeuty klient ten odkrył, że bóle w klatce piersiowej i kołatanie serca pojawiają się po ciężkostrawnych posiłkach albo 20 minut po wypiciu kawy. To, co wygląda na tajemnicze zaburzenie nastroju, może być konsekwencją zakłóceń w funkcjonowaniu organizmu (np. tarczycy).
Coraz większą popularnością cieszy się mindfulness – czyli podejście do życia polegające na uważnym przeżywaniu każdej chwili, nazywane też zachodnią medytacją (bo to tak naprawdę zaadaptowana do świata zachodniego buddyjska filozofia życia i wywodzące się z niej techniki). W wielu nurtach psychoterapeutycznych znajdziemy podobne założenia, sprowadzające się w gruncie rzeczy do stwierdzenia, że najważniejsze jest tu i teraz, że tylko na to mamy największy wpływ, że świadome przeżywanie obecnej chwili jest najlepszą drogą do znalezienia życiowej harmonii. Brzmi jak wspomniany wcześniej banał: „przeszłość już była”?
Należy jednak nadmienić, że są banały, które niezbyt sprawdzają się w psychoterapii czy nawet wspieraniu przyjaciół znajdujących się w kryzysie. Większość z nas nie chciałaby usłyszeć „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” po stracie bliskiej osoby. Słynne „weź się w garść” może być pomocne, jeśli ktoś dojrzał do tego, żeby powiedzieć je samemu sobie (bo np. poczuje się zmęczony zbyt długim rozpamiętywaniem przeszłości i uzna, że już nadszedł czas działania). Te same słowa z ust czy to terapeuty, czy przyjaciela, w najlepszym wypadku odbiorca mógłby zbyć wzruszeniem ramion, w gorszym – skutkowałyby dalszym obniżeniem nastroju i większym żalem a nawet poczuciem winy. „Czas leczy rany” – to najprawdziwsza prawda, ale pomoże tylko wtedy, gdy będziemy gotowi w to uwierzyć.
Jest wiele banałów – powiedzeń, które chętnie powtarzamy: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, „Kto nie pracuje, ten nie je”, „Spiesz się powoli”, „Nie wszystko złoto, co się świeci”, „Nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi”… Każde z nich niesie za sobą treści ważne, a jednak zwykle nie poświęcamy im dostatecznej uwagi. Oczywiście nie zamierzam nikogo przekonywać, że nie ma sensu odkrywanie nowych prawd i że wystarczy, jeśli będziemy korzystać tylko z oklepanych mądrości. Warto jednak pamiętać o banałach. Jeśli o nich zapominamy, to tak, jakbyśmy szli wciąż zadzierając głowę do góry i patrząc w odległe gwiazdy. Są zachwycające, owszem, ale patrząc w niebo, nie mamy szansy zauważyć, że rozdeptujemy dywan może niepozornych, ale kolorowych kwiatów.

Tekst pochodzi z bloga: Szukamterapeuty.pl

Jacek Gientka

Psychoterapeuta