O dzielnym rycerzu, który nie tchórzył przed niczym

Rycerz

w niezbyt lśniącej zbroi

pokonał smoka

Każda blizna na twarzy

to pamiątka po walce z jednym smoczym łbem

A opalone brwi?

To od wybuchającego barana

który okazał się zdecydowanie przereklamowany

(nie ma to jak solidna młócka na dwa miecze)

Idzie odebrać obiecaną nagrodę:

pół królestwa

(druga połowa obiecana w testamencie)

i całą, choć niedużą, królewnę

Dumnie kroczy po miękkim dywanie

spluwa dla równowagi

raz w lewo, raz w prawo

Królewna podziwia

muskuły, blizny, zdecydowany chód

„Może trochę nieokrzesany – myśli – ale to takie ekscytujące”

Ślub był piękny, potem wesele, poprawiny, potańcówki, popijawy

A potem życie:

„Powiedz mi coś miłego”

„Porozmawiajmy o naszej relacji”

„Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?”

„Dlaczego mnie nie słuchasz?”

Widzieliście może rycerza

w niezbyt lśniącej zbroi?

Bo gdzieś zniknął

 

tekst: Jacek Gientka

rysunek: Elżbieta Rowińska-Garbień

„Bajki dorosłych”, Jacek Gientka & Barbara PopławskaWYDAWNICTWO FUNDACJA FESTINA LENTE, ISBN 978-83-7904-171-8

Czy prof. Zimbardo ma rację?

…i czy trzeba zjeść z nim kolację, żeby się o tym przekonać? Od razu odpowiadam: nie jadłam z nim kolacji, chociaż była taka możliwość. Natomiast z ciekawością skorzystałam z zaproszenia na konferencję „Mężczyzna 3.0” organizowaną przez Instytut PWN. Gościem specjalnym konferencji był właśnie prof. Philip G. Zimbardo, uznany na świecie „głos i twarz współczesnej psychologii”. Pośród jego ponad 400 publikacji naukowych, w tym 50 popularnonaukowych książek, znajdują się: najstarszy i wciąż używany podręcznik „Psychologia i życie” oraz „Psychologia. Kluczowe koncepcje”, której nowe wydanie miało premierę w dniu konferencji, czyli 13 października 2017 roku. Skąd więc tytuł mojego tekstu?

Czy chcę podważyć ten uznany autorytet? Oczywiście, że nie, ale jest temat, w którym nie tylko ja wolałabym, żeby prof. Zimbardo nie miał racji. Myślę o kryzysie męskości, o którym wygłosił wykład na wspomnianej konferencji, odwołując się do książki „Gdzie ci mężczyźni” (jest jej współautorem). Wyniki badań są alarmujące. W swoim wykładzie prof. Zimbardo akcentował uzależnienie młodych mężczyzn od gier wideo (od 5 do 15 godzin grania na dobę!). Mężczyźni mają w nich jasne zasady działania, zawsze mogą wygrać, łatwo przechodzą kolejne etapy, prowadzące ich do coraz bardziej spektakularnych zwycięstw. Uciekają w świat wirtualny, bo funkcjonowanie w nim jest zdecydowanie mniej skomplikowane i przynosi dużo więcej satysfakcji niż w świecie realnym, w którym są nie tylko zwycięstwa ale i porażki. Współczesny męski świat kurczy się do rozmiaru laptopa lub smartfona, w którym wszystko może być nienaturalnie piękne i duże. Tak, była mowa też o rozmiarach, na tyle istotnych dla młodych mężczyzn, że po obejrzeniu pornografii w internecie wpadają w kompleksy, gdyż często jest to dla nich jedyne źródło edukacji seksualnej. W rezultacie zaczynają unikać bliskości seksualnej, bo nie wydaje im się aż tak spektakularna, jak w porno-filmach. Młodzi mężczyźni stają się coraz częściej jedynie konsumentami, nic nie tworzą, unikają nauki i pracy. Z kolei brak aktywności fizycznej i śmieciowe jedzenie powodują otyłość, która wpływa na zmniejszenie ilości testosteronu i spadek libido. Natomiast ci, którzy dbają o swój wygląd i rzeźbią sylwetkę na siłowni, czasami popadają w drugą skrajność: bigoreksję, czyli obsesję na punkcie budowania masy mięśniowej i specjalnej diety.

Tak, wolałbym jednak, żeby prof. Zimbardo nie miał racji, ale niestety kryzys męskości narasta. Konieczne są rozwiązania systemowe, według Profesora trzeba tworzyć programy mentorskie dla mężczyzn, wspierać rolę ojca (urlopy tacierzyńskie). W szkołach, a nawet już w przedszkolach, powinno być więcej mężczyzn nauczycieli i wychowawców, zaś na kolejnych etapach edukacji trzeba uczyć praktycznych umiejętności radzenia sobie w różnych sytuacjach w realnym życiu, rozbudzać ciekawość, mobilizować do zadawania pytań, uczyć uważności i umiejętności interpersonalnych, pracy w grupie. Edukacja seksualna powinna odbywać się w szkole, żeby internet nie był pierwszym i jedynym źródłem tej nauki, powodującym frustracje i nieprawdziwe wyobrażenia o tej istotnej sferze życia. Trzeba uczyć mężczyzn wrażliwości, okazywania emocji, szacunku do siebie i do innych, uczyć budowania zdrowego poczucia własnej wartości w realnym życiu. Rodzice powinni przestać wyręczać synów we wszystkich codziennych obowiązkach i przestać cieszyć się faktem, że nigdzie nie wychodzą z domu, tylko „spokojnie coś robią w internecie”. Niech każdy z domowników, bez względu na płeć, ma partnerski wkład w pracę i obowiązki na rzecz rodziny. Łatwo powiedzieć… tylko jak to zrobić?

Otóż okazuje się, że już zaczyna się  dziać coś pozytywnego w obszarze ojcostwa wśród mężczyzn partnersko uczestniczących we wspólnym wychowywaniu dzieci. Organizatorzy konferencji zaprosili kilku ojców, którzy mogą być mentorami dla innych.

Tomasz Grzyb przekonywał w czasie swojego wystąpienia, że czas spędzony przez ojca z dzieckiem jest niezmiernie ważny i na pewno nie może ograniczać się do 40 sekund dziennie! Tak, to nie pomyłka: badania prowadzone nad 1796 brytyjskimi rodzinami pokazały, że właśnie tyle czasu – 40 sekund – średnio spędzają ojcowie ze swoimi dziećmi. Ten brak poświęconego czasu i uwagi kładzie się cieniem na całe życie dzieci, które dorastają właściwie bez ojców. A tyle fajnych rzeczy można robić z dziećmi, jak zapewniał dr Grzyb: piec chleb, grać w gry planszowe, robić coś z niczego (sztuka recyklingu). Również bardzo ważne, żeby uczyć dzieci, że porażka to część życia każdego człowieka i właśnie z porażek uczymy się więcej niż z sukcesów. A najważniejszą chyba puentą dr. Grzyba było stwierdzenie „kochaj, bo to fajne jest”… i cóż więcej dodawać?

No może jeszcze tyle, że bardzo ciekawie o współczesnym ojcostwie opowiadał również Kamil Nowak, który wierzy, że zaangażowane ojcostwo jest bardzo ważne, czemu daje wyraz, a nawet wiele wyrazów, na swoim blogu Ojciec (mam nadzieję, że w życiu codziennym również). Na konferencji zacytował wypowiedź Franka Pittmana (psychiatry i psychoterapeuty): ”Faceci, którzy obawiają się zostać ojcami, nie rozumieją, że ojcostwo to nie jest coś, co robią doskonali mężczyźni, ale coś, co udoskonala mężczyznę. Końcowym produktem wychowania dzieci nie jest dziecko, ale rodzić”. Najchętniej zapytałabym żony/partnerki tych facetów jakimi oni są mężami/partnerami w codziennym życiu? A może to temat na kolejne spotkanie?

Nie wymieniłam wszystkich uczestników konferencji, bo nie to było moim celem. Zainteresowanych odsyłam do materiałów Instytutu PWN. A puentą tej konferencji niech będzie stwierdzenie prof. Zimbardo, że bliskość ojca w dzieciństwie powoduje lepsze życie, w czym można mu przyznać rację, odpowiadając na pytanie zadane w tytule! 🙂

Panowie, jest sporo zadań, które trzeba odrobić! Jakich? Na przykład takich: zaangażowane partnerstwo, ojcostwo, podjęcie działania w kierunku zmiany, wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, które składa się również z porażek, nie tylko ze zwycięstw… a wszystko to w świecie realnym, więc po przeczytaniu tego tekstu proszę wyjść z netu i wziąć się do realnej pracy. Może usłyszę, że dzisiejsze czasy to również kryzys kobiecości… ale to już temat na inny tekst i może również na konferencję? A jeśli się okaże, że to w ogóle kryzys człowieczeństwa? Będę ciekawa Waszych przemyśleń i obserwacji. Może warto zmieniać i definiować na nowo kolejne etapy życia?

 

Barbara Popławska

Coach

O miłym facecie

(Na podstawie „No More Mr. Nice Guy” Roberta Glovera)

Znajdziecie zapewne takich mężczyzn w swoim otoczeniu: są grzeczni, uczynni, spokojni, troskliwi. Spodobaliby się przyszłej teściowej – to mężowie idealni. Ale z jakiegoś powodu ich życie nie jest tak doskonałe, jak byście się spodziewali. O syndromie Miłego Faceta, na podstawie własnej praktyki terapeutycznej, pisze amerykański psychoterapeuta, Robert Glover, w książce „No More Mr. Nice Guy”. Co widać u takich mężczyzn na pierwszy rzut oka?

Mili Faceci dużo dają z siebie innym. Mówią, że sprawia im to radość, uważają też, że dzięki takiemu zachowaniu będą bardziej lubiani i doceniani. Bardzo zależy im na byciu akceptowanym przez otoczenie. Szczególnie wyraźnie można to dostrzec w relacjach Miłych Facetów z kobietami. Troszczą się o innych, pomagają nawet wtedy, gdy nikt ich o to nie prosi. Wystarczy, że widzą w swoim otoczeniu kogoś, kto ma problem, jest smutny, zły, nieszczęśliwy – i już działają. Znowu – zwłaszcza, jeśli tym kimś jest kobieta.

Nie lubią konfliktów, unikają ich jak ognia. Dlatego nie mówią przykrych rzeczy ludziom ze swojego otoczenia, są bardzo ulegli, nawet za cenę rezygnacji z własnego stanowiska. Ukrywają też przed innymi swoje wady. Obawiają się, że jeśli ktoś zobaczy te niedociągnięcia w ich nieskazitelnym wizerunku, będzie się śmiać albo co gorsza odejdzie. Marzeniem Miłych Facetów jest znalezienie sposobu na szczęśliwe i bezproblemowe życie. Jeśli tylko by go odkryli, udałoby się uniknąć wszystkich przykrych rzeczy, które przytrafiają się w relacjach z ludźmi – oceny, odrzucenia, bycia nielubianym.

Inną cechą charakteryzującą Miłych Facetów jest ukrywanie własnych uczuć. Lepiej czują się wtedy, kiedy analizują, niż kiedy czują. Zwykle uczucia będą uważać za stratę czasu i energii. Kiedyś prawdopodobnie podjęli decyzję, że będą zupełnie różni od swoich ojców (którzy często byli nieobecni, wycofani, mieli problem z alkoholem) i za wszelką cenę starają się ten cel zrealizować. Mają mało męskich przyjaciół, zależy im raczej na akceptacji ze strony kobiet i to z nimi spędzają najwięcej czasu. Za wszelką cenę chcą przekonać je, że nie są źli, samolubni, że „nie są jak inni mężczyźni”. Potrzeby innych stawiają na pierwszym miejscu uważając, że złym egoizmem jest dbanie o realizację własnych pragnień. W centrum świata Miłego Faceta bardzo często znajduje się partnerka, więc robi wszystko, żeby ją uszczęśliwić.

A oto, co kryje się za tą dość sympatyczną, choć trochę nieszczęśliwą, fasadą Miłego Faceta. Według Roberta Glovera tytułowy Mr. Nice Guy prezentując się innym w masce, którą chcą widzieć, a nie pokazując swojej prawdziwej twarzy, jest po prostu nieuczciwy. Ukrywa swoje błędy, chowa swoje prawdziwe uczucia, mówi tylko to, co inni chcą usłyszeć. Jest skryty, bo dzięki temu udaje mu się ukryć wszystko to, co może sprawić, że inni będą niezadowoleni. W większym stopniu niż inni jest wyćwiczony łączeniu ze sobą sprzecznych informacji na własny temat. Racjonalizując potrafi np. powiedzieć, że nie zdradził żony, bo przecież nie doszło do pełnego stosunku.

Ponieważ Mili Faceci nie potrafią w jasny i bezpośredni sposób poprosić o coś, na czym im zależy, więc uciekają się do manipulowania innymi. Z racji tego, że chcą, żeby świat wokół był idealny, kontrolują wszystko i wszystkich, żeby ten swój ideał osiągnąć. Niby dają od siebie dużo, ale liczą, że dostaną coś w zamian. Może to być chociażby zmiana czyjegoś nastawienia względem nich. Jeśli nie dostają, czują się sfrustrowani, chociaż często nie potrafią się do tego przyznać. Wyglądają na spokojnych, a jednak zachowują się bierno-agresywnie: zamiast otwartej wrogości potrafią spóźniać się na spotkania, zapominać o czymś, powtarzać te same, irytujące drugą osobę zachowania, za każdym razem obiecując poprawę.

Tak, w Miłym Facecie jest mnóstwo gniewu. Choć twierdzi, że nigdy się nie złości, w środku aż kipi od niewyrażonych nieprzyjemnych emocji. I, jak to z tak tłumioną złością bywa, czasem wybucha ona w najmniej oczekiwanym momencie w zupełnie niekontrolowany sposób. Ponieważ Miły Facet tłumi emocje, może wpaść w nałogi, za pomocą których szybko, jednak jedynie na krótką metę, rozładowuje swoje napięcia. Według obserwacji autora jednym z najczęstszych sposobów radzenia sobie przez Miłych Facetów z emocjami są seksualne kompulsje. Ogólnie rzecz biorąc mają problemy ze swoją seksualnością i choć podkreślają znaczenie tej sfery życia, są z niej niezadowoleni.

Mili Faceci mają trudność w stawianiu granic. Ponieważ mają trudność z odmawianiem, czują się ofiarami i potrafią obarczyć drugą osobę winą za pojawiające się w związku z tym problemy. Z jednej strony chcą być lubiani, a nawet kochani, a z drugiej – izolują się i ukrywają do tego stopnia, że nie tylko nie pozwalają się do siebie zbliżyć, ale wręcz odpychają od siebie. Często pomagają innym – wygląda to tak, jakby przyciągali ludzi, którym mogą pomóc. W rezultacie zamiast żyć swoim życiem, zajmują się rozwiązywaniem problemów innych. Jak już było wcześniej wspomniane, ci inni wcale nie muszą prosić o pomoc. Bliskie relacje są dla nich najważniejsze, jednak dostarczają też wielu frustracji. Ponieważ boją się konfliktu, unikają takich rozwiązań, które są konieczne, najskuteczniejsze, ale mogłyby wiązać się z konfrontacją i narażeniem na niezadowolenie drugiej osoby. Zdarza się, że relacje z innymi traktują jak projekty, w realizację których angażują całą swoją energię. Chcą wyprowadzić drugą osobę na prostą. Doświadczają frustracji, kiedy ta osoba nie rozwija się „tak, jak powinna”.

Najczęściej są inteligentni, utalentowani, odnoszą względne sukcesy. Robert Glover pisze jednak, że z powodu schematów, w których tkwią, zwykle nie realizują w pełni swojego potencjału.

Co proponuje autor jako sposób na poradzenie sobie z własnym syndromem Miłego Faceta? Pracę na rzecz bycia w pełni zintegrowanym mężczyzną. Takim, który łączy w sobie asertywność, pasję, odwagę, jasną i ciemną stronę, przyzwala sobie na popełnianie błędów. Glover pisze, że zintegrowany mężczyzna:

  • lubi siebie takim, jakim jest,
  • bierze odpowiedzialność za spełnianie swoich potrzeb,
  • jest mu dobrze z jego męskością i własną seksualnością,
  • robi to, co słuszne, a nie to, co wygodne,
  • jest gotów zapewniać bezpieczeństwo i chronić tych, na których mu zależy,
  • w jasny i bezpośredni sposób wyraża swoje uczucia,
  • potrafi stawiać granice i nie unika sytuacji, które wiążą się z potencjalnym konfliktem.
  • Zintegrowany mężczyzna nie stara się być idealnym czy za wszelką cenę uzyskiwać aprobaty innych. Akceptuje siebie takim, jakim jest – co w gruncie rzeczy oznacza, że jest doskonale niedoskonały.

Glover pisze tylko o mężczyznach. Ale, jak to często bywa, nie różnimy się aż tak bardzo i istnieje też żeńska odmiana Miłego Faceta, różniąca się w szczegółach, ale jeśli chodzi o mechanizmy funkcjonowania – podobna. W naszych warunkach nazwałbym ją Matką Polką Egoistycznie Poświęcającą się. Ale o tym przy innej okazji.

Jacek Gientka

Psycholog, psychoterapeuta