O tęsknocie

Dziś dwa spojrzenia na ten sam temat: damskie i męskie. Dwugłos czasem jednobrzmiący. Jeden tekst autorstwa Barbary Popławskiej, coacha, drugi – Jacka Gientki, psychoterapeuty.

tesknota

Źródło: Barbara Popławska, Marketing Miłości w 44 wariacjach, wyd. Cartaliapress

Barbara Popławska

Coach

TĘSKNIĆ

Tęsknić. Do świtu rozmyślać w pustym łóżku, że tak niewiele brakowało, żeby obok leżała ona, żeby w pokoju obok przy komputerze siedział on. Marzyć o czymś, co było, o czymś, co mogło być, ale jakoś się nie złożyło. Na każdym kroku wspominać: tu byliśmy na pierwszym spacerze, tu pocałował mnie pierwszy raz, tu nauczyciel od fizyki widział, jak szliśmy za ręce, tego dnia do mnie podszedł i zapytał, jak mam na imię, w te wakacje byliśmy wspólnie na wczasach, taką sukienkę miała, gdy widziałem ją po raz ostatni… Tęsknić. Żałować, że się nie udało, że się skończyło, że minęło. Pielęgnować porażkę.

Tęsknić. Wspominać to, co było. Wyświetlać obrazy przeszłości na ekranie dnia dzisiejszego. Porównywać, gdzie byliśmy wczoraj, gdzie jesteśmy dzisiaj. Przypominać sobie bezpieczne miejsca, ciepłe uczucia, piękne obrazy. Czerpać energię z przeszłości – bo skoro kiedyś się udało, uda się jeszcze nie raz. Minione przeżycia traktować jak źródło doświadczeń, na których da się zbudować spójne kontinuum: wczoraj-dziś-jutro. Tych, którzy odeszli na zawsze, wspominać ciepło, realizując ich nienapisany testament miłości, wsparcia, sympatii, dobroci, czując wdzięczność za to, co pozostawili. Pamiętać, że celem nie może być to, co było, tylko to, co jest albo będzie.

Tęsknota. Zamknięcie się w kokonie fałszywych, wyidealizowanych wspomnień, ucieczka przed teraźniejszością, przed koniecznością wprowadzenia zmian w swoim życiu. Zamrożenie.

Tęsknota. Nostalgia, chwilowy smutek. Przerwa w beztrosce, potrzebna jak obłok na bezchmurnym niebie. Refleksja.

Jak wolisz tęsknić?

Jacek Gientka,

Psychoterapeuta

Kochać każdy może, ale… nie każdy potrafi to okazać

Gdybyśmy zapytali znajomą bądź nieznajomą osobę, potencjalnie niezaburzoną, w jaki sposób okazuje się miłość drugiemu człowiekowi, prawdopodobnie (z ulgą, iż nie trafiła na zawiłe pytanie) odpowiedziałaby, że: przez przytulanie, pocałunki, miłe słowa, docenianie, chęć bycia blisko drugiego człowieka, dawanie mu wsparcia oraz poczucia bezpieczeństwa, przebywanie z nim „na dobre i na złe”, akceptację, wspólne spędzanie wolnego czasu, dbanie o drugiego człowieka i jego rozwój etc. Ale mogłoby się zdarzyć, że jednak trafilibyśmy na kogoś, kto uważałby, że okazuje swoją miłość poprzez ograniczanie wolności drugiej osoby, przemoc fizyczną bądź psychiczną w stosunku do niej, a mimo to żyjącą w złudnym przekonaniu, że łączy ją z ofiarą obopólna, prawdziwa miłość.

Z drugiej strony, gdy zastanowimy się nad swoimi relacjami z partnerem, dzieckiem, rodzicami, lub innymi znaczącymi dla nas osobami, zauważamy niejednokrotnie, iż pomimo tego, że bardzo nam na kimś zależy i darzymy tę osobę silnym uczuciem, to elementów okazywania miłości jest niewiele a czasami wcale ich nie ma. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego po raz kolejny możemy zastosować maksymę „łatwiej powiedzieć, niż zrobić”? Jasne, czasami dochodzimy do wniosku, że takie akurat są nasze relacje i jest nam z tym dobrze albo możemy uznać, że druga osoba przecież wie, że nam na niej zależy. Bywa też, że pomimo wrażenia, czasem nawet przekonania, że partner nie zasługuje na okazywanie mu miłości bo np. znęca się nad nami fizycznie bądź psychicznie, wciąż go „po cichu” kochamy. I dalej z nim jesteśmy. Czy aby na pewno w tym przypadku to nadal jest miłość?

Zdarzają się sytuacje, w których ktoś usilnie okazuje nam swoje uczucia a my niestety ich nie odwzajemniamy. Problem nie istnieje, jeśli potrafimy drugiej osobie powiedzieć wprost, że niestety my czujemy coś zgoła innego i możemy zakończyć naszą relacje lub ją przeformułować spotykając się z dojrzałą reakcją i zrozumieniem. Zdarza się. Nie można nikogo zmusić do miłości!

Niestety trudność z okazywaniem miłości drugiej osobie często związana jest zwyczajnie z tym, iż tego się nie nauczyliśmy. Tego typu umiejętności nabywamy przede wszystkim w domu rodzinnym, spotykając się z czułością rodziców wobec siebie i względem nas. Kiedy ten element nie występował, bądź nabierał dysfunkcyjnych cech, mógł skutkować w późniejszym, dorosłym życiu, poważnym problemem z okazywaniem uczuć. Albo tego nie będziemy robić, albo będziemy, ale w absurdalny sposób, albo tak zakamuflowaną metodą, że naszemu partnerowi trudno będzie zrozumieć, co tak naprawdę chcemy mu przekazać i będzie czuł się przez nas niekochany, odrzucony.

Istnieje wiele przyczyn, które mogły doprowadzić do takiego stanu rzeczy, a w konsekwencji utrudniać zbudowanie trwałej, szczerej relacji z drugim człowiekiem, relacji opartej na bliskości, poczuciu bezpieczeństwa, zaufaniu i wzajemnej akceptacji. Ludzie z taką blokadą nie tylko mają problem z zakomunikowaniem innym, że im na nich zależy, ale również z rozmową z partnerem na temat własnych potrzeb. Niejednokrotnie prowadzi to do konfliktów w związkach, wzajemnych pretensji i obarczania winą, a nawet do rozpadu relacji.

Wielokrotnie w gabinecie spotkałam się z sytuacją, gdy kobieta opowiadała o swoim lęku przed bliskością – bo dla jej partnera każde okazywanie czułości było wstępem do współżycia. Niejednokrotnie też słyszałam od mężczyzn, że czują się odrzucani przez partnerki, ponieważ one nie chcą z nimi współżyć, są w stosunku do nich oziębłe – czyli chyba nie kochają?

Co wtedy możemy zrobić? Możemy podjąć wyzwanie i próbować wypracować porozumienie w związku. To możliwe, chociaż może być trudne bez pomocy z zewnątrz. Wtedy warto udać się do specjalisty, który krok po kroku, czy to w terapii indywidualnej, czy partnerskiej, dołoży wszelkich starań, aby wesprzeć nas w poprawie jakości związku.

Elżbieta Rowińska-Garbień

Seksuolog, psycholog

Spokojnych Świąt!

Tym, co stracili, żeby nie zapomnieli, że istnieje jutro,

Tym, co boją się, że stracą, żeby zachowali nadzieję.

Tym, co z dala od domu, żeby czasem zatęsknili,

Dawne urazy zamieniając w mądre doświadczenia.

Tym, co kochają, żeby wciąż kochali,

A jeśli bez wzajemności, niech ich to nie niszczy.

Szukającym pracy – cierpliwej rozwagi,

Zaś przepracowanym – spokojnych wieczorów.

Wesołych Świąt

O miłym facecie

(Na podstawie „No More Mr. Nice Guy” Roberta Glovera)

Znajdziecie zapewne takich mężczyzn w swoim otoczeniu: są grzeczni, uczynni, spokojni, troskliwi. Spodobaliby się przyszłej teściowej – to mężowie idealni. Ale z jakiegoś powodu ich życie nie jest tak doskonałe, jak byście się spodziewali. O syndromie Miłego Faceta, na podstawie własnej praktyki terapeutycznej, pisze amerykański psychoterapeuta, Robert Glover, w książce „No More Mr. Nice Guy”. Co widać u takich mężczyzn na pierwszy rzut oka?

Mili Faceci dużo dają z siebie innym. Mówią, że sprawia im to radość, uważają też, że dzięki takiemu zachowaniu będą bardziej lubiani i doceniani. Bardzo zależy im na byciu akceptowanym przez otoczenie. Szczególnie wyraźnie można to dostrzec w relacjach Miłych Facetów z kobietami. Troszczą się o innych, pomagają nawet wtedy, gdy nikt ich o to nie prosi. Wystarczy, że widzą w swoim otoczeniu kogoś, kto ma problem, jest smutny, zły, nieszczęśliwy – i już działają. Znowu – zwłaszcza, jeśli tym kimś jest kobieta.

Nie lubią konfliktów, unikają ich jak ognia. Dlatego nie mówią przykrych rzeczy ludziom ze swojego otoczenia, są bardzo ulegli, nawet za cenę rezygnacji z własnego stanowiska. Ukrywają też przed innymi swoje wady. Obawiają się, że jeśli ktoś zobaczy te niedociągnięcia w ich nieskazitelnym wizerunku, będzie się śmiać albo co gorsza odejdzie. Marzeniem Miłych Facetów jest znalezienie sposobu na szczęśliwe i bezproblemowe życie. Jeśli tylko by go odkryli, udałoby się uniknąć wszystkich przykrych rzeczy, które przytrafiają się w relacjach z ludźmi – oceny, odrzucenia, bycia nielubianym.

Inną cechą charakteryzującą Miłych Facetów jest ukrywanie własnych uczuć. Lepiej czują się wtedy, kiedy analizują, niż kiedy czują. Zwykle uczucia będą uważać za stratę czasu i energii. Kiedyś prawdopodobnie podjęli decyzję, że będą zupełnie różni od swoich ojców (którzy często byli nieobecni, wycofani, mieli problem z alkoholem) i za wszelką cenę starają się ten cel zrealizować. Mają mało męskich przyjaciół, zależy im raczej na akceptacji ze strony kobiet i to z nimi spędzają najwięcej czasu. Za wszelką cenę chcą przekonać je, że nie są źli, samolubni, że „nie są jak inni mężczyźni”. Potrzeby innych stawiają na pierwszym miejscu uważając, że złym egoizmem jest dbanie o realizację własnych pragnień. W centrum świata Miłego Faceta bardzo często znajduje się partnerka, więc robi wszystko, żeby ją uszczęśliwić.

A oto, co kryje się za tą dość sympatyczną, choć trochę nieszczęśliwą, fasadą Miłego Faceta. Według Roberta Glovera tytułowy Mr. Nice Guy prezentując się innym w masce, którą chcą widzieć, a nie pokazując swojej prawdziwej twarzy, jest po prostu nieuczciwy. Ukrywa swoje błędy, chowa swoje prawdziwe uczucia, mówi tylko to, co inni chcą usłyszeć. Jest skryty, bo dzięki temu udaje mu się ukryć wszystko to, co może sprawić, że inni będą niezadowoleni. W większym stopniu niż inni jest wyćwiczony łączeniu ze sobą sprzecznych informacji na własny temat. Racjonalizując potrafi np. powiedzieć, że nie zdradził żony, bo przecież nie doszło do pełnego stosunku.

Ponieważ Mili Faceci nie potrafią w jasny i bezpośredni sposób poprosić o coś, na czym im zależy, więc uciekają się do manipulowania innymi. Z racji tego, że chcą, żeby świat wokół był idealny, kontrolują wszystko i wszystkich, żeby ten swój ideał osiągnąć. Niby dają od siebie dużo, ale liczą, że dostaną coś w zamian. Może to być chociażby zmiana czyjegoś nastawienia względem nich. Jeśli nie dostają, czują się sfrustrowani, chociaż często nie potrafią się do tego przyznać. Wyglądają na spokojnych, a jednak zachowują się bierno-agresywnie: zamiast otwartej wrogości potrafią spóźniać się na spotkania, zapominać o czymś, powtarzać te same, irytujące drugą osobę zachowania, za każdym razem obiecując poprawę.

Tak, w Miłym Facecie jest mnóstwo gniewu. Choć twierdzi, że nigdy się nie złości, w środku aż kipi od niewyrażonych nieprzyjemnych emocji. I, jak to z tak tłumioną złością bywa, czasem wybucha ona w najmniej oczekiwanym momencie w zupełnie niekontrolowany sposób. Ponieważ Miły Facet tłumi emocje, może wpaść w nałogi, za pomocą których szybko, jednak jedynie na krótką metę, rozładowuje swoje napięcia. Według obserwacji autora jednym z najczęstszych sposobów radzenia sobie przez Miłych Facetów z emocjami są seksualne kompulsje. Ogólnie rzecz biorąc mają problemy ze swoją seksualnością i choć podkreślają znaczenie tej sfery życia, są z niej niezadowoleni.

Mili Faceci mają trudność w stawianiu granic. Ponieważ mają trudność z odmawianiem, czują się ofiarami i potrafią obarczyć drugą osobę winą za pojawiające się w związku z tym problemy. Z jednej strony chcą być lubiani, a nawet kochani, a z drugiej – izolują się i ukrywają do tego stopnia, że nie tylko nie pozwalają się do siebie zbliżyć, ale wręcz odpychają od siebie. Często pomagają innym – wygląda to tak, jakby przyciągali ludzi, którym mogą pomóc. W rezultacie zamiast żyć swoim życiem, zajmują się rozwiązywaniem problemów innych. Jak już było wcześniej wspomniane, ci inni wcale nie muszą prosić o pomoc. Bliskie relacje są dla nich najważniejsze, jednak dostarczają też wielu frustracji. Ponieważ boją się konfliktu, unikają takich rozwiązań, które są konieczne, najskuteczniejsze, ale mogłyby wiązać się z konfrontacją i narażeniem na niezadowolenie drugiej osoby. Zdarza się, że relacje z innymi traktują jak projekty, w realizację których angażują całą swoją energię. Chcą wyprowadzić drugą osobę na prostą. Doświadczają frustracji, kiedy ta osoba nie rozwija się „tak, jak powinna”.

Najczęściej są inteligentni, utalentowani, odnoszą względne sukcesy. Robert Glover pisze jednak, że z powodu schematów, w których tkwią, zwykle nie realizują w pełni swojego potencjału.

Co proponuje autor jako sposób na poradzenie sobie z własnym syndromem Miłego Faceta? Pracę na rzecz bycia w pełni zintegrowanym mężczyzną. Takim, który łączy w sobie asertywność, pasję, odwagę, jasną i ciemną stronę, przyzwala sobie na popełnianie błędów. Glover pisze, że zintegrowany mężczyzna:

  • lubi siebie takim, jakim jest,
  • bierze odpowiedzialność za spełnianie swoich potrzeb,
  • jest mu dobrze z jego męskością i własną seksualnością,
  • robi to, co słuszne, a nie to, co wygodne,
  • jest gotów zapewniać bezpieczeństwo i chronić tych, na których mu zależy,
  • w jasny i bezpośredni sposób wyraża swoje uczucia,
  • potrafi stawiać granice i nie unika sytuacji, które wiążą się z potencjalnym konfliktem.
  • Zintegrowany mężczyzna nie stara się być idealnym czy za wszelką cenę uzyskiwać aprobaty innych. Akceptuje siebie takim, jakim jest – co w gruncie rzeczy oznacza, że jest doskonale niedoskonały.

Glover pisze tylko o mężczyznach. Ale, jak to często bywa, nie różnimy się aż tak bardzo i istnieje też żeńska odmiana Miłego Faceta, różniąca się w szczegółach, ale jeśli chodzi o mechanizmy funkcjonowania – podobna. W naszych warunkach nazwałbym ją Matką Polką Egoistycznie Poświęcającą się. Ale o tym przy innej okazji.

Jacek Gientka

Psycholog, psychoterapeuta

Emocjonalna niedostępność

Wyobraź sobie taką sytuację: zaproszono cię na przyjęcie, jednak kiedy nadchodzi dzień, w którym – o ile pamiętasz – ma się ono odbyć, uświadamiasz sobie, że nie jesteś pewna, jakiego rodzaju będzie to przyjęcie, ani o której godzinie powinnaś się na nim zjawić. No cóż, myślisz sobie, głowę masz przecież nie od parady, więc po prostu wybierzesz najlepszą opcję. Ubierasz się zatem w neutralnym, nieformalno-eleganckim stylu i zjawiasz się na przyjęciu o siódmej wieczorem.
Kiedy zbliżasz się do domu gospodarza, dobiegają cię odgłosy przyję­cia: muzyka, rozmowy, śmiech, delikatny brzęk kieliszków. Myślisz sobie:
„To będzie świetna impreza”. Wchodząc po schodach na ganek, czujesz kuszące aromaty wydostające się z domu i raz jeszcze mówisz sobie: „To będzie znakomite przyjęcie”.
Dzwonisz do drzwi i pojawia się gospodarz z zagadkowym, enigmatycznym uśmiechem na twarzy… odziany w smoking.
– Spóźniłaś się – mówi.
– Przepraszam, ale nie powiedziałeś mi, o której godzinie zaczyna się przyjęcie.
– Myślałem, że sama się domyślisz.
– Jeszcze raz przepraszam. Ale teraz już jestem – próbujesz przywołać na twarz pewny siebie uśmiech, niestety raczej bez powodzenia.
Gospodarz mierzy cię od stóp do głów.
– Może i tak, ale nie jesteś odpowiednio ubrana.
Spoglądasz na swój elegancki, choć niezbyt formalny strój, a potem na jego czarny krawat i oficjalne ubranie.
– To prawda. Ale mieszkam niedaleko, mogę po prostu wrócić i szybko się przebrać. Nawet się nie obejrzysz, a już będę z powrotem. Nie minie nawet godzina.
W myślach rozpaczliwie przeglądasz swoją garderobę, szukając w niej czegoś wystarczająco formalnego, i zastanawiasz się, ile czasu zajmie ci wyprasowanie nowej kreacji. Dodajesz do tego czas przejazdu, zastanawiasz się, co będziesz musiała zrobić z włosami, żeby fryzura pasowała do wybranego stroju, oraz jak szybko zmienić makijaż. Nadal jednak wydaje ci się, że to będzie wspaniałe przyjęcie.
Twój gospodarz kręci głową.
– Ale wtedy będziesz naprawdę spóźniona. Będzie już po kolacji, a ja tak liczyłem, że usiądziesz tuż przy mnie przy pierwszym stole.
Serce zamiera ci w piersi. Jedna jedyna szansa, a ty ją zmarnowałaś!
W myślach wypowiadasz kilka niepochlebnych opinii o sobie, swoich zdolnościach,
inteligencji i możliwościach, jednak głośno obiecujesz:
– Naprawdę, będę z powrotem za czterdzieści pięć minut. Będę wyglą­dać doskonale. Nie możesz zaczekać? To tylko czterdzieści pięć minut.
Nie masz pojęcia, w jaki sposób zdołasz wrócić tak szybko, ale tak bardzo chcesz zostać honorowym gościem.
Twój gospodarz raz jeszcze kręci głową.
– Hmm…, sam nie wiem. Ale co ze sobą przyniesiesz? Mówiłem ci kiedyś, jak bardzo lubię te niezwykłe, dziewiętnastowarstwowe ciasteczka, które pieczesz. Miałem nadzieję, że przyniesiesz po jednym dla każdego z gości.
Za jego plecami wciąż słyszysz śmiechy i muzykę, czujesz zapachy egzotycznych potraw i widzisz szampana w kieliszkach. Nadal uważasz, że to najwspanialsze przyjęcie spośród wszystkich, na których kiedykolwiek byłaś, i wciąż chcesz być honorowym gościem.
– Może uda mi się wrócić na deser… Ilu jest gości?
Oto jak odczuwa się emocjonalnie niedostępny związek. Nigdy nie jesteś dość dobry, żeby dostać się na przyjęcie. Dajesz się zwieść wyraźnym – choć często pośrednim i niewypowiedzianym – sygnałom, że coś jest tylko odrobinę nie w porządku. Kryje się za tym obietnica, że jeśli to naprawisz, zostaniesz honorowym gościem i zdobędziesz główną nagrodę: miłość.
Ale kiedy naprawisz to, co było nie w porządku za pierwszym razem, znajdzie się coś innego, co także jest trochę nie tak jak trzeba. Kiedy i to naprawisz, pojawi się kolejny, równie drobny problem.
Twój gospodarz wcale nie zamierza uczynić ciebie – ani nikogo innego – gościem honorowym. Twój gospodarz nie potrafi uczynić cię gościem honorowym ani nawet otworzyć drzwi, żeby cię wpuścić do środka. Twój gospodarz cierpi na niedostępność emocjonalną, czyli na niezdolność do wyciągnięcia ręki i zbudowania uczuciowej więzi z inną osobą.
Szczególnie niepokojące i bolesne jest to, że ostatecznie nabierasz przekonania, iż jest to w jakiś sposób twoja wina, a więc to ty musisz to naprawić przez osiągnięcie doskonałości. Jeśli „błąd” nie zostanie naprawiony, będzie to oznaczać, że nie jesteś wystarczająco doskonały.
Pozwól mi powiedzieć ci wyraźnie po raz pierwszy to, co powtórzę jeszcze wiele razy:
NIE ZEPSUŁEŚ TEGO…
NIE MUSISZ TEGO NAPRAWIAĆ!

Wprowadzenie do książki „Emocjonalna niedostępność” Bryn C. Collins, wyd. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne

fragment umieszczony za zgodą Wydawnictwa

Dla kogo jest psychoterapia?

Kiedyś, zaledwie kilka lat temu, korzystanie z psychoterapii wydawało się sprawą wstydliwą. Ludzie nie przyznawali się, że uczęszczają do psychologa. Powszechnie stawiano znak równości pomiędzy psychologiem a psychiatrą, a o takich, o których wiedziano, że korzystają z tej formy pomocy, mówiono pobłażliwie, że „mają nie po kolei w głowie”.

Obecnie sytuacja wyraźnie się zmienia. Nie można jeszcze mówić o modzie na psychoterapię, ale z tych, którzy korzystają z tego typu pomocy, zdjęto już etykietę nienormalności. Do psychologa chodzą dzieci w szkole, rodzice, z jego usług korzystają specjaliści od edukacji, działy personalne w firmach, aktorzy, sportowcy… Wreszcie stało się jasne, że skoro z problemami z ciałem bez skrępowania idzie się do lekarza, to gdy nasze trudności dotyczą relacji z innymi, myśli czy uczuć – wtedy właśnie jest czas, żeby skorzystać z pomocy psychoterapeuty.

Kiedy warto iść do psychoterapeuty? Najczęściej ludzie podejmują taką decyzję, gdy coś dokucza im w kontakcie z innymi albo z samym sobą. Mogą to być trudności w relacjach z bliskimi, stres, z którym trudno sobie poradzić przy pomocy metod stosowanych do tej pory. Czasem do podjęcia psychoterapii skłania ludzi kryzys, w jakim się znaleźli – rozwód, zdrada, śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy. Konsekwencją kryzysu może być zbyt długo utrzymujący się smutek, zmęczenie czy zniechęcenie, które boleśnie utrudniają funkcjonowanie w codziennych sytuacjach życiowych. Warto udać się do psychoterapeuty, jeśli czujemy, że dręczą nas bolesne wspomnienia z przeszłości, wspomnienia krzywdy, której doznaliśmy w dzieciństwie albo w późniejszym czasie. Niektórzy korzystają z psychoterapii, gdyż chcą po prostu lepiej poznać siebie.

Warto wiedzieć, że istnieją różne podejścia psychoterapeutyczne. Wszyscy kojarzą występującą w wielu filmach kozetkę u psychoanalityka, jednak obecnie w ten sposób pracuje stosunkowo niewielu specjalistów, większość stosuje bardziej sprzyjające kontaktowi formy pracy. Można korzystać np. z usług terapeuty pracującego w podejściu humanistycznym, behawioralno-poznawczym, gestalt czy łączącym różne ujęcia nurcie integracyjnym. Z jakiego podejścia psychoterapeutycznego najlepiej korzystać? Każde ze znanych podejść, podobnie jak każda koncepcja psychologiczna, za istotne w pracy z człowiekiem czy w poznawaniu go może uznawać inne aspekty ludzkiej osoby czy jej otoczenia. W zależności od tego, z czym chcemy sobie poradzić, jak wyglądają nasze relacje z innymi, jak jesteśmy skonstruowani psychicznie, pomocne nam mogą być różne nurty terapeutyczne. Warto też wiedzieć, że istnieją różne formy terapii: terapia indywidualna, podczas której jest się sam na sam z terapeutą, terapia grupowa, kiedy czynnikiem leczącym, poza prowadzącym grupę specjalistą, są relacje zachodzące w grupie, czasem pojawia się konieczność skorzystania z terapii dla par albo dla rodzin.

Często pierwszym kryterium wyboru psychoterapeuty jest jego płeć – część pacjentów woli pracować z mężczyznami, część z kobietami. Potem próbujemy dowiedzieć się, co na jego temat sądzą inni. Poleganie na cudzych opiniach (zwłaszcza tych zamieszczonych w Internecie) nie zawsze działa, ale warto wziąć je pod uwagę. Decydując się na psychoterapeutę, dobrze jest sprawdzić jego kompetencje zawodowe (wykształcenie, doświadczenie, certyfikaty). Ale i tak najważniejsze to wejść do pokoju, usiąść i zacząć szczerą rozmowę, dzięki której być może inaczej spojrzymy na nasze – wydawałoby się – nierozwiązywalne problemy.

Jacek Gientka

Psycholog, psychoterapeuta